sobota, 27 kwietnia 2013

5. Pierwsze lekcje

    Słońce mocno świeciło. Z jego położenia można było wnioskować, że był późny ranek. Dziewczynki zbierały się na śniadanie. Wszystkie aż podskakiwały z podniecenia, po posiłku miały przecież dostać plany lekcji. Tylko jedna osoba nie była w humorze. Rose nie spała dobrze tej nocy. Nadal dręczyły ją koszmary związane z jej rodziną i domem. Tym razem jednak obraz się nieco zmienił. W przeciwieństwie do innych snów tego typu, postacie w czarnych szatach zastały budynek całkowicie pusty. Niestety i tym razem koniec był tragiczny dla McQueenów.
    Niebieskooka miała zamiar cały dzień siedzieć w dormitorium. Ostatecznie za namową Violetty i Padmy, zgodziła się iść do Wielkiej Sali. Wstała i podeszła do swojego kufra. Zaczęła w nim grzebać, w poszukiwaniu ubrań. Połowa zawartości bagażu znalazła się obok, na podłodze.
- Gdzie ja to wsadziłam? - szepnęła sama do siebie.
- Twoja szata leży na krześle - podpowiedziała jej cicho Hanna, która stała tuż obok.
Rose spojrzała na koleżankę. Dopiero w pełnym świetle zauważyła jej proste, brązowe włosy i piwne oczy. Obie bliźniczki były szczupłe i dosyć wysokie.
- Dzięki - odparła dziewczyna.
    Po kilku minutach już wszystkie, oprócz niebieskookiej ruszyły do wyjścia. Violetta odwróciła się i pytająco spojrzała na przyjaciółkę. Ta, widząc jej spojrzenie, zaczęła się tłumaczyć, że zaraz do nich dołączy, tylko coś jeszcze musi wziąć. Nikt, o nic nie pytał.
    Rose została sama. Chciała się lepiej rozejrzeć po pomieszczeniu, ponieważ poprzedniego dnia była zbyt zmęczona. W centrum pokoju stał metalowy piec, otoczony cieniutką siatką. Prawdopodobnie miała ona służyć do zawieszania na niej mokrych rzeczy. Pod ścianami stały duże łóżka z baldachimami i zasłonami. Obok nich, rzucały się w oczy krzesła z czerwonymi obiciami. W dormitorium znajdowały się cztery okna, dwa z nich miały widok na jezioro. Na szerokich parapetach stały wazony z wodą, przeznaczoną na użytek uczni. Pod jedną ze ścian stała duża szafa. Na pierwszy rzut oka, wydawała się nieco straszna, ale jakby się lepiej przyjrzeć, na jej bokach można by było zauważyć wyrzeźbione ptaki, kwiaty i motyle.
Dziewczynka wyjęła ze swojego kufra złoty medalion w kształcie serca, który dostała na swoje jedenaste urodziny. Nie był jej potrzebny, ale nałożyła go. Nie chciała, aby reszta domyśliła się, czemu została. Równie dobrze, mogła obejrzeć sypialnię później, lecz cichy głosik w jej głowie, podpowiadał, że tak będzie lepiej. Nie zwlekając dłużej, powlokła się schodami do Pokoju Wspólnego.
    Na dole na kanapie siedziały dziewczyny z jej pokoju, w towarzystwie pięciu chłopców. Rose podeszła do nich. Już z daleka rozpoznała czarną czuprynę Jamesa, ale chciała się upewnić. Miała rację. Chłopak wraz ze Stevenem o czyś nałogowo opowiadał. Jednak, gdy tylko zauważył nowo przybyłą, ucichł. Na jego twarzy zagościł mały uśmieszek. Przeczesał palcami włosy, które i bez tego sterczały w różne strony i wstał.
-Cześć – przywitał się.
-Hej – odpowiedziała mu dziewczyna.
Zapadła niezręczna cisza, którą przerwało chrząknięcie jednego z nieznanych jej chłopców. Spojrzała na niego. Miał blond włosy, sięgające mu do ramion. Nie był wysoki, ale strasznie wychudzony. W jego zielonych oczach widać było łobuzerski błysk.
-A tak, nie przedstawiłem ci moich kumpli - ocknął się James. -To jest Luke - powiedział wskazując blondyna. - A to moi kuzyni – Fred i Louis – dodał, tym razem rękę kierując w stronę dwóch rudzielców.
-Miło mi was poznać, a ja jestem … - powiedziała niebieskooka.
-... Rose - dokończył za nią Luke.
   Nikt nic już nie mówił, aż do obrazu Grubej Damy. Po przekroczeniu progu, czarnowłosy dokończył swoją historię, którą wcześniej przerwał. Wszyscy z uwagą słuchali, jak to James zabrał od taty miotłę i wraz z bratem latał nią dookoła domu. Czasami odzywał się Steven dopowiadając różne fragmenty, o których zapomniał wspomnieć jego kolega. Już na pierwszy rzut oka, widać było, iż słyszał to nie raz.
Gdy schodzili po schodach, na 2 piętrze odezwała się Rose:
-Luke, skąd wiedziałeś..
-... jak masz na imię? To proste, zapamiętałem z Ceremonii Przydziału. Mam pamięć fotograficzną, cokolwiek usłyszę, przeczytam bądź zobaczę, na stałe ląduje w mojej głowie - przewał jej blondyn.
Wchodząc do Wielkiej Sali mijali dość sporą grupę uczni. Wszyscy usiedli przy prawie pustym stole Gryffindoru. W zupełnej ciszy, zjedli po kilka tostów z dżemem i popili posiłek sokiem z dyni.
-Chodźmy po plany lekcji - powiedział Fred.
-A kto jest opiekunem naszego domu? - zapytała Padma, rozglądając się dookoła.
Długo się nad tym zastanawiali. W końcu nie mieli wyboru i zapytali kogoś starszego. Okazało się, że opiekunką nadal jest pani profesor McGonagall. Jako dyrektorka, nie zrezygnowała z tego.
Nie było trudno jej znaleźć. Siedziała przy stole z innymi nauczycielami. Obok niej leżał stos pergaminów. Po jakimś czasie zaczęli do niej podchodzić uczniowie.
-Ach tak, plany lekcji – powiedziała, po czym rozdała je wszystkim.
-Rose, co dzisiaj mamy? – zapytała Violetta, stojąc jeszcze w kolejce.
Rose, która pierwsza dostała rozkład zajęć odparła:
-Na początku podwójne eliksiry.
-O nie - westchnęła Hanna, która dostała już plan.
-Myślę, że nie będzie tak źle. Podobno znaleźli kogoś normalnego na stanowisko nauczyciela - pocieszył Louis.
-Nie o to chodzi. Potem mamy „latanie na miotle”, a ja mam lęk wysokości - posmutniała dziewczyna.
   Chłopcy parsknęli śmiechem na to wyznanie. Niestety nie przewidzieli reakcji innych. Rose, miała ochotę zmienić ich w ropuchy. Pewnie by to zrobiła, ale na ich szczęście nie wiedziała jeszcze, jak to się robi. Zamiast tego uśmiechnęła się pobłażliwie. Jednak Padma nie umiała opanować swojej złości. Podeszła do najbliżej stojącego stołu i wzięła dzban z sokiem dyniowym. Pomimo obecności dorosłych i innych uczniów, wylała jego zawartość na nadal śmiejących się kolegów. Ich miny były niezapomniane. Stali w mokrych szatach i wbili swój wzrok w podłogę.
Nagle Padma poczuła czyjąś rękę na swoim ramieniu. Odwróciła się. Stała przed nią profesor McGonagall.
-Co to miało być? - zapytała surowo.
-Ale oni... - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna.
-Żadne „ale” - przerwała jej nauczycielka. - Tym razem nie odejmę punktów Gryffindorowi, jednak ma się to więcej nie powtórzyć - ostrzegła, po czym wyszła z Wielkiej Sali.
-Uff - westchnęła Padma.
-Miałaś szczęście - zauważyła Hanna.
-Dobra, chodźmy już, bo się ludzie patrzą - szepnęła Rose.
Reszta przytaknęła kiwnięciem głowy.
-Ej, a gdzie są chłopcy? - Violetta rozglądała się po sali szukając znajomych twarzy.
-Uciekli, gdy tylko podeszła McGonagall - odparła Hanna.
-Tchórze - powiedziała cicho Rose.
    Idąc między stołami, ku drzwiom, dziewczynki zbierały ciekawskie spojrzenia ze strony innych uczni. Gdy wychodziły, zaczepiła je nawet uczennica z szóstego roku, gratulując brązowookiej odwagi.
    Rozległ się dzwon oznajmujący rozpoczęcie się pierwszej lekcji. Rose wraz z Violettą biegły ile sił w nogach. Nie mogły się spóźnić na pierwsze zajęcia. Eliksiry odbywały się w lochach, niestety nie mogły tam trafić. Nagle ze ściany wyłoniły się dwie przezroczyste postacie. Na początku dziewczynki się przeraziły. Duchy widząc ich miny stanęły w miejscu.
-Przepraszamy, nie chcieliśmy was wystraszyć. Ja jestem Prawie Bezgłowy Nick, a to jest Krwawy Baron - powiedział jeden z nich.
-Miło nam was poznać. Ja jestem Rose.
-A ja Violetta. Pomożecie nam? Mamy teraz eliksiry, ale nie wiemy gdzie znajduje się sala - powiedziała rudowłosa.
-Jesteście z Gryffindoru? - zapytał podejrzliwie Nick, a gdy otrzymał odpowiedź cieszył się jak dziecko. - Cudownie! Jestem duchem tego domu. Z wielką chęcią wam pokażę drogę – mówiąc to pożegnał się z towarzyszem i ruszył korytarzem.
   Dotarli na miejsce, gdy drzwi się już zamykały. Przyjaciółki nadal biegnąc podziękowały za pomoc i w ostatniej chwili prześlizgnęły się do pomieszczenia. Znalazły puste miejsca i wyjęły książki. Odetchnęły z ulgą.
Na początku, nauczyciel przeczytał listę obecności, zatrzymując się na nazwisku „Potter” i spoglądając na Jamesa. Ten jednak domyślał się, iż tak będzie, więc uśmiechnął się od ucha do ucha, co wywołało u profesora lekkie zmieszanie.
-Nazywam się Reneus Moon, jestem nauczycielem eliksirów - przedstawił się mężczyzna.
Następnie objaśnił wszelkie zasady dotyczące tego przedmiotu.
Wszyscy uczniowie byli zadowoleni. W następnej części zajęć warzyli prosty napój leczący z czyraków. Do tego zadania, zostali podzieleni na pary. Moon chodził między ławkami chwaląc lub poprawiając pracę jedenastolatków. Jako opiekun Slytherinu nie faworyzował swoich podopiecznych, z którymi Gryffindor miał lekcje.
    Druga godzina minęła tak samo szybko jak pierwsza. Uczniowie wyszli z sali w dobrym nastroju.
-Czemu tak późno przyszłyście? - Hanna dogoniła swoje koleżanki.
-Miałyśmy problem ze znalezieniem naszych książek - odparła Violetta.
-Ale jak to? - zaśmiała się Padma, która dołączyła do nich po chwili.
-Myślałyśmy, że mamy je w kufrach, ale ich tam nie było. To przetrząsnęłyśmy całe dormitorium i okazało się, że były już spakowane w torbach - opowiedziała całą historię rudowłosa.
Dziewczynki wyszły na błonia gdzie miały się odbyć lekcje latania na miotle.
-Hej, Han. Nie bądź taka smutna. Nie będzie tak źle. Dasz sobie radę - pocieszała siostrę Padma.
Bliźniaczka nie zdążyła odpowiedzieć, bo pojawiła się profesor Hooch. Zaprowadziła uczni nieco dalej, gdzie na trawie leżały w rządku miotły. Objaśniła krótko zasady, po czym kazała stanąć obok wybranego Zmiatacza.
-Wyciągnijcie prawą rękę i krzyknijcie „ do mnie ” - poinstruowała ich nauczycielka.
Tak też zrobili. Tylko Rose za pierwszym razem się udało. Jej miotła posłusznie oderwała się od ziemi i podleciała prosto do jej reki. Za ten wyczyn, pani Hooch pochwaliła dziewczynkę i dodała Gryffindorowi dziesięć punktów.
   Ku zdziwieniu Hanny, jej też się to udało, lecz za trzecim razem. Po dłuższej chwili, gdy już każdy trzymał w ręku miotłę, pani Hooch zaprezentowała, jak należy jej dosiąść, tak aby z niej nie spaść.
-Zróbcie to co ja i wznieście się na kilka stóp. Kiedy już będziecie w górze delikatnie wylądujcie, lekko przechylając się do przodu - powiedziała.
Rose oraz James zrobili to najlepiej, za co otrzymali kolejne dziesięć punktów dla swojego domu.
Po zajęciach wszyscy udali się do Wielkiej Sali na lunch.
-Co potem mamy? - rozweselony James usiadł obok dziewcząt.
-Transmutację. A co ty taki wesoły? - zapytała Rose.
-Nie ważne – odparł.
-Już wiem. Chodzi ci o latanie na miotle. Cieszysz się, że zdobyłeś parę punktów i byłeś najlepszy? Wiedz jednak, że to nie jest jakiś tam wielki sukces, a w ogóle, Rose była lepsza – zakpiła z niego Padma.
Po tych słowach James bez słowa wstał, przeczesał swoje rozczochrane włosy i wyszedł z sali. Jego kumple podążyli za nim.
-Chyba trochę przesadziłaś - zauważyła Rose.
-Tak myślisz? - zapytała poddenerwowana Han.
-Tak. Violetta, pójdziesz ze mną do dormitorium? Muszę wziąć książkę do transmutacji – niebieskooka zwróciła się do przyjaciółki.
-A nie masz jej w torbie? Przecież rano miałyśmy już je spakowane – zdziwiła się ruda.
-Sama zobacz, nie ma – Rose otworzyła zamek tak, aby z łatwością można było obejrzeć jej zawartość, bez przestawiania ładnie poukładanych książek.
-No dobra. Chodźmy - odparła Violetta.
Dziewczyny wspięły się po schodach najszybciej jak to było możliwe. Stanęły przed wejściem.
-Hasło – powiedziała Gruba Dama.
-Mimbulus mimbletonia – powiedziała niebieskooka.
    Po tych słowach obraz odsunął się ukazując wejście. W Pokoju Wspólnym było zupełnie pusto. Rose pobiegła do dormitorium. Kiedy była już na miejscu, zaczęła rozglądać się za książką. Leżała na łóżku. Dziewczynka szybko ją zgarnęła i wróciła do przyjaciółki.
-To co, idziemy? - zapytała na dole.
-Musimy, za chwilę lekcja – odparła ruda.
   Na siódmym piętrze dziwnym trafem znalazł się Malfoy w towarzystwie trzech innych Ślizgonów. Szedł korytarzem. Widząc Rose przyśpieszył kroku, aby ją dogonić.
-Jak tam Potter? - zapytał wypluwając ostatnie słowo. - Widziałem jak ze sobą gadacie. Radzę ci nie zadawać się ze zdrajcami krwi, bo kto wie, co może się stać – zachichotał.
-Odczep się Scorpius. Nie twoja sprawa z kim się zadaję – odpowiedziała mu chłodno.
-Widzę, że już mnie znasz. Nie powinienem się dziwić, przecież każdy wie kim jestem. Ja tylko ostrzegałem.
   Dziewczynki zmierzały do schodów. Zdenerwowany blondyn podszedł do nich i dyskretnie podstawił nogę brązowowłosej. Rose straciła równowagę i upadła. Potoczyła się po schodach. Violetta próbowała ją dogonić i zatrzymać, ale sama się wywróciła po drodze. Niebieskooka wyciągała ręce by się czegoś złapać, lecz za każdym razem uderzała głowa o kant stopnia i z bólu musiała sobie to darować. Nie poddawała się jednak. Za wszelką cenę usiłowała się zatrzymać. Jednak coś jakby nią kierowało, siła jakiegoś zaklęcia. Turlała się po wszystkich stopniach. Bolało ją całe ciało, czuła, że ma złamaną nie jedną, a kilka kości. Gdyby tego było mało, dziewczyna toczyła się z siódmego piętra na dam dół. W połowie drogi straciła przytomność. Tłum ludzi zebrał się wokół tego zdarzenia. Kilku prefektów próbowało pomóc uczennicy, ale było już za późno. Rose bezwładnie leżała u podnóża schodów, na parterze.
__________________________
 Przepraszam, że tak długo. Zupełnie nie miałam weny, a do tego, dołączyły się pewne problemy z komputerem. Mam nadzieję, że nie jesteście bardzo na mnie wściekli. Niedługo weekend majowy, więc postaram się coś wtedy dodać :).
Niby poprawiałam błędy, ale nie jestem robotem i mogłam coś przegapić (znając mnie to jest tego trochę), dlatego proszę o ich wyłapanie.

                                                                  Przeczytałeś/aś = Skomentuj

12 komentarzy:

  1. Nareszcie dodałaś! Już chciałam do Ciebie jechać i zedrzeć z Ciebie skórę, bylebyś dodała. Ale w końcu się doczekałam.

    Rozdział naprawdę ciekawy. Fajnie wszystko opisałaś, nie mam żadnych zastrzeżeń, jeśli o fabułę chodzi, ale mam jedno, dotyczące kreowania postaci. Uważam, że za bardzo idealizujesz Rose. Wychodzi taka Mary Sue - najlepsza w lataniu na miotle, najlepsza we wszystkim. Dodaj jej jakieś wady, błagam Cię XD

    Błędów nie zauważyłam, bo za bardzo skupiłam się na fabule. Naprawdę ciekawie było :D Mam nadzieję, że następna notka pojawi się szybciej, a jeśli nie to...no cóż, kara Cię spotka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. :)
      Cierpliwości. Rose nie jest idealna. Ma kilka wad, ale pojawią się one nieco później.

      Usuń
  2. Rozdział jest fajny, pomysł też.
    Z.

    OdpowiedzUsuń
  3. Only napisała, że robisz z Rose Mary Sue - dokładnie to samo pomyślałam, kiedy przeczytałam o lekcji mioteł.
    Tyy... Nie zrobisz z Malfoy'a dupka, prawda? Nie zrobisz, prawda??
    Zdradzę Ci w sekrecie, że kiedy skończę pisać moje Dramione, zacznę pisać Scorose, czyli mój drugi ulubiony paring. A tyy! Nie zrobisz mi tego i nie spsujesz mojego Scorpiusika, prawda? ;__;
    Rose i James. Może to przez późną godzinę, ale mam wrażenie, że zrobisz z nich Lily+James'a. Nie rób tego! Wymyśl coś innego (chociaż nie powiem, słodkie), bo to opowiadanie przestanie być oryginalne.
    "Mam pamięć fotograficzną, cokolwiek usłyszę, przeczytam bądź zobaczę, na stałe ląduje w mojej głowie". Kojarzę to zdanie. Seryjnie, znam je. COś mi świta z jakimś serialem Disney'owskim o jakiś dzieciach, ale głowy nie dam.
    A teraz przyczepię się do stylu. Kocham to robić <3
    Krótkie zdania. Zwykle się je wprowadza, żeby zaznaczyć dynamikę sytuacji, natomiast u Cb było ich zdecydowanie za dużo.
    Poza tym, rozdział świetny! Oby tak dalej - pisz szybko nową notkę ^^

    Weny! (I komentarzy, które na nią wpływają)
    [build-a-bridge]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. ^^
      Nie za bardzo rozumiem co miałaś na myśli, pytając czy nie zrobię z Malfoy'a dupka. Ale postaram się Cię nie zawieść.
      Tak, ten cytat jest z serialu "Nadzdolni". Przypomniał mi się i nie mogłam go nie wstawić.

      Usuń
  4. Autorka szukana na blog o 1D! Nie jest on nowy, więc jest gwarancja, że blog będzie funkcjonował. Więcej info na: http://i--love--myself--better--than--you.blogspot.com/

    Jeśli cię nie interesuje udział w prowadzeniu bloga - proszę, pomóż chociaż to rozgłosić. Będę wdzięczna.

    ~ C. M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    Rozdział świetny, czekam na c.d.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej. Tutaj dawna Coconut z Gassate. Nasza ocenialnia podupadła, niestety. Założona została nowa z częścią dawnego składu pod adresem pola-elizejskie.blogspot.com . Jeśli wciąż jesteś zainteresowana oceną, śmiało! Nasze kolejki sa puste.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe, ale już wiem, że nie lubię Rose, bo jest zbyt super, jak napisały Only i Mistic. Ogółem to historia mi się podoba, chociaż boję się, że zrobisz z tego romansidło, albo telenowelę, w której nic się nie dzieje. A na razie się na to zapowiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Broń Boże nie zrobię z tego romansidła lub telenoweli. Jeśli ktoś jeszcze tak pomyślał, niech natychmiast o tym zapomni. Oczywiście, będzie w dalekiej przyszłości wątek miłosny, ale akcja nie będzie się opierać tylko na tym.
      Rose nie jest idealna i można będzie się o tym przekonać w kolejnych rozdziałach, więc proszę o odrobinę cierpliwości.

      Usuń