wtorek, 2 kwietnia 2013

4. Hogwart



   1 września, dzień, na który Rose tak długo czekała, właśnie nadszedł. A wraz z nim coraz większy strach. Jedenastolatka nie mogła się odpędzić przez całe wakacje, od koszmarów, które ją dręczyły. Przeważnie był to ten sam sen. Jedzie do Hogwartu, a w tym samym czasie do domu wpada grupa ludzi w czarnych, długich szatach. Mordują jej rodziców, a następnie szukają małej Victorii. Za każdym razem, śni się to brązowowłosej coraz wyraźniej. Rozmawiała o tym z tatą, on jednak powtarzał, że to tylko jej wyobraźnia. Rose nie jest jednak głupia i wiedziała, że coś przed nią ukrywa.
Dziewczynka obudziła się bardzo wcześnie. Chciała jeszcze spakować parę rzeczy przed wyjazdem. Violetta miała przyjść o dziesiątej i pojechać z nią na King's Cross. Obie nie mogły się doczekać momentu kiedy znajdą się w szkole. Z opowieści Denisa, wynikało, że jest to duży zamek. Niestety żadna z nich nie mogła go sobie wyobrazić. Często rozmawiały między sobą, o ceremonii przydziału. Violetta chciała koniecznie być w Gryffindorze, ale dla Rose to było bez różnicy. Wiedziała, że dom lwa jest „najlepszy”, lecz ona myślała tylko o nauce. Przejrzała nawet wszystkie książki, które miała zabrać ze sobą.
   Rose podeszła do okna. Był ciepły i słoneczny dzień. Las wyglądał pięknie o tej porze roku i szkoda było stąd wyjeżdżać. Dziewczynka westchnęła cichutko, po czym wzięła się za zbieranie różnych rzeczy i wpychanie ich do kufra. Zajęło jej to sporo czasu, ponieważ, jak już myślała, że skończyła, przypominała jej się inna rzecz, której nie spakowała. Już zmęczona tym wszystkim, przysiadła na dywanie z głowa opartą na rękach.
-To już chyba wszystko – szepnęła sama do siebie. 
Niestety po minucie dotarło do niej o czym zapomniała. Zerwała się z miejsca i zaczęła wszędzie zaglądać w poszukiwaniu owej rzeczy. Zakładając, że w pokoju jej nie ma poszła do łazienki. Tam jednak też nigdzie jej nie znalazła. Nie wytrzymała i krzyknęła na cały dom: Mamo, gdzie jest moja prostownica do włosów?!.
-Wczoraj ci ją spakowałam, zobacz na dnie kufra - odkrzyknęła jej Angelina.
Niebieskooka pokręciła ze zrezygnowaniem głową i poszła sprawdzić to co powiedziała jej mama. Faktycznie, prostownica leżała w miejscu wskazanym przez panią McQueen. Jedenastolatka z trudem zamknęła kufer i zbiegła na dół. W kuchni zastała mamę i dwójkę ludzi w podeszłym wieku. Siedzieli przy stole i wesoło rozmawiali przy herbacie.
-Babcia! Dziadek! - wykrzyknęła Rose biegnąc ku nim, aby ich uścisnąć.
-Wnusiu, ależ ty urosłaś - powiedziała babcia patrząc na nią.
Dziewczynka spędziła dobra godzinę rozmawiając z nimi. Dopiero Angelina kazała córce iść na górę i się przebrać, bo zbliżała się dziewiąta. Rose nie narzekała, sama nawet miała to po pewny czasie zaproponować. Dwoma susami znalazła się w pokoju. Wbiegła ile sił w nogach do garderoby i zaczęła szukać jakiejś bluzki. Po minucie była już ubrana w koszulkę z krótkim rękawem, cieniutką kamizelkę i krótkie spodenki. Miała problem jedynie z niesfornymi włosami. Za nic w świecie nie chciały się ułożyć. W końcu udało jej się zapleść je w warkocza.
    Dochodziła dziesiąta, a Violetty nadal nie było. Wszyscy byli gotowi do wyjścia, no prawie wszyscy. Rose szukała jeszcze odpowiednich butów. Denis postanowił, że zajadą po spóźnialską, ponieważ nie ma czasu. Wszyscy wyszli, w domu zostało jedynie starsze małżeństwo. Pan McQueen zmniejszył czarami kufer córki i załadował go do bagażnika. Nagle do dziewczynki coś doszło.
-Zaczekajcie chwilę, tylko chwilę - powiedział szybko i pobiegła do domu.
Po chwili wyskoczyła z niego jak oparzona z klatką w ręku. Wsiadła do samochodu ze zwierzakiem na kolanach i oznajmiła z szerokim uśmiechem: Teraz możemy jechać.
Nikt nic nie powiedział, ale mała Victoria ledwo tłumiła w sobie śmiech. Spod domu odjechali punkt dziesiąta. Ich celem był dom Griffiths'ów. Dojechali tam w niespełna piętnaście minut. Jak się okazało, Violetta miała problem ze ściągnięciem bagażu z piętra. Na szczęście nie kazała na siebie dłużej czekać.
    Na dworzec dojechali pół godziny przed odjazdem pociągu. Denis dał dziewczynkom ich bilety i wyładowywał kufry z samochodu.
-Proszę pana, tu jest chyba błąd. Pisze peron dziewięć i trzy czwarte - powiedziała niepewnym głosem rudowłosa, patrząc na kawałek papieru.
Niestety nie otrzymała odpowiedzi. Dostała jedynie klatkę ze swoim zwierzakiem. Pięć minut później przyjaciółki pchały już swoje wózki, kierując się na peron dziewiąty. Stanęły przy tabliczce z tym numerem i spojrzały na dorosłych.
-Aby się tam dostać, trzeba przejść przez barierkę między peronem 9 a 10. No to co, gotowe? - zapytał. - Violetta, ty pierwsza. Pójdzie z tobą Angelina i Victoria. Czekajcie tam na nas – dodał.
Dziewczynka nie protestowała. Nie bała się, tak jak jej przyjaciółka. Ścisnęła mocniej rączkę wózka i wraz z panią McQueen i jej młodsza córką, przebiegła przez wyznaczone miejsce. Ku zdziwieniu brązowowłosej, przeniknęła przez ścianę. Teraz kolej przeszła na niebieskooką. Jedną ręką złapała tatę za ramie, a drugą przytrzymała klatkę. Denis miał pchać bagaż córki. Upewnili się, że nikt z mugoli nie patrzy i wystartowali. Lecz tuż przy barierce przerażona Rose, stanęła w miejscu.
-Co się stało? - mężczyzna przykucnął przy niej, tak, że jego głowa znalazła się na wysokości główki małej.
-Boję się - wyznała.
-Ale czego? To nic strasznego, nic nawet nie poczujesz - zapewniał ją tata.
-Na pewno? - dopytywała się Rose.
-Na dwieście procent - uśmiechnął się pan McQueen.
-Tato - szepnęła dziewczynka ciągnąc Denisa za kurtkę, gdy ten chciał wstać.
-Tak, kochanie?
-Proszę cię, jak zajedziecie do domu to uważajcie albo jeźdźcie na noc do dziadków – powiedziała błagalnym tonem brązowowłosa.
-Eh... no dobrze. Jeżeli poczujesz się lepiej z tego powodu. Będziemy nocować u dziadków - przyrzekł. - Ale coś za coś, masz się dobrze uczyć i nie dać się obrażać przez Ślizgonów - zagroził palcem, jednak uśmiech na jego twarzy zdradził, iż tylko drażni się z córką.
    Wstali i przeszli na druga stronę barierki. Zastali tam ogromne tłumy i długi czerwony pociąg z tabliczką „Expres Hogwart”.W gęstym dymie trudno było rozpoznać twarze osób przechodzących obok, a co dopiero stojących trochę dalej. W końcu znaleźli Angelinę i dziewczynki. Kobieta pomogła już Violetcie wstawić kufer do wolnego przedziału. Widać było, że jest obeznana ze światem czarodziei. Dokładnie wiedziała co robić. Nie stali tak długo. Kufer Rose szybko znalazł się obok walizki jej najlepszej przyjaciółki. Dziewczynki wsiadły do pojazdu i wystawiły głowy przez okno. Pozostało im tylko dziesięć minut. Nagle ku zdziwieniu jedenastolatek pojawił się słynny Harry Potter, ten o którym Denis dużo im opowiadał. Pan McQueen widząc go uśmiechnął się od ucha do ucha. Dwaj mężczyźni podeszli do siebie i podali sobie ręce.
-Cześć stary. Co tam u ciebie? - zapytał Wybraniec.
-W porządku. Wyprawiam starsza córkę do szkoły - powiedział dumnie wypinając pierś, na co oboje wybuchli śmiechem. - A co ty tutaj robisz? - dodał.
-Mój syn też w tym roku jedzie do Hogwartu. Siedzi w ostatnim wagonie. A ja przyszedłem tu, bo widziałem cię wcześniej i chciałem pogadać – odrzekł bliznowaty z uśmiechem.
Mężczyźni wesoło rozmawiali, kiedy głośny świst ogłosił odjazd. Wszystkie dzieci wystawiły głowy i ręce, przez okna, by pomachać rodzicom na pożegnanie. Pociąg ruszył, a dzieci jeszcze długo machali, aż nie stracili dorosłych z pola widzenia.
     Dziewczynki opadły na siedzenia. Były same w tym przedziale, co ich nawet cieszyło. Była okazja na spokojną rozmowę. W czasie wakacji nie spotykały się za często, można by rzec, że ich przyjaźń trochę osłabła.
    Podróż minęła dosyć szybko. Pod koniec przyszedł ktoś ze starszej klasy i oznajmił, że trzeba się przebrać w szkole szaty. Gdy pociąg staną, a uczniowie wychodzili, rozległ się donośny głos, mówiący: Pirszoroczni do mnie! Chodźcie za mną i patrzyć pod nogi.
Rose spojrzała na ogromną postać wypowiadającą te słowa. Z opowieści pana McQueena wynikało, iż to był Hagrid, gajowy i nauczyciel ONMS. Grupa nowych uczni znalazła się przy półolbrzymie. On poprowadził ich wąską ścieżką na skraj wielkiego, czarnego jeziora. Po drugiej stronie, osadzony na wysokiej górze z rozjarzonymi oknami, na tle gwieździstego nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma wieżyczkami i basztami. Przy jeziorze stały łodzie.
-Po czterech do każdej, ani jednego więcej - rozległ się głos Hagrida.
Do łódki, w której siedziały już Rose i Violetta wsiadły dwie dziewczynki, bliźniaczki. Nie zdążyły wypowiedzieć nawet ani jednego słowa, bo półolbrzym ogłosił ze swojej łódki, iż trzeba ruszać.
    Cała flotylla natychmiast popłynęła przez gładką jak zwierciadło taflę wody. Nagle wszystkie szepty ucichły i jedenastolatkowie swoje spojrzenia skierowali na wielki zamek, który piętrzył się coraz wyżej, i wyżej, w miarę jak się przybliżali do urwiska, na którego szczycie był osadzony.
-Głowy w dół - ryknął Hagrid, kiedy dotarli do skalnej ściany.
Uczniowie pochylili swoje małe główki, a łodzie przepłynęły pod kurtyna bluszczu, zasłaniającą otwór w ścianie. Chwile później, dotarli do czegoś w rodzaju podziemnej przystani. Po sprawdzeniu łódek przez Hagrida, ruszyli za nim korytarzem, wydrążonym w skale. Doprowadził ich on na wilgotna murawę w cieniu zamku. Wszyscy wspięli się po schodach i zgromadzili przed wielką żelazną bramą. Półolbrzym zapukał w nią trzy razy. Otworzyła się natychmiast. Stał w niej mały człowieczek w czarnej szacie.
-Pirszoroczni, profesorze Flitwick - oznajmił Hagrid.
-Dziękuję Hagridzie. Idź do Wielkiej Sali, ja ich stąd zabiorę - powiedział mężczyzna.
Otworzył szerzej drzwi i poprowadził uczniów przez marmurową posadzkę do pustej sali. Po drodze mijali wiele innych drzwi, z jednych wydobywał się gwar, co świadczyło o obecności innych uczni. Na miejscu, profesor omówił zasady ceremonii przydziału i krótko streścił na czym polega rywalizacja o Puchar Domów. Następnie dał im parę minut na zadbanie o wygląd i wyszedł.
     Nie czkali jednak długo. Chwilę później wrócił profesor i kazał im się ustawić w rzędzie. Mnóstwo jedenastolatków była wystraszona, ale Rose i Violetta wiedziały na czym ten przydział polega. Wyszli i skierowali się tym razem do sali, z której dochodziły rozmowy. Drzwi się otworzyły i oczom nowym studentom ukazała się ogromna sala, mogąca pomieścić trzy mugolskie domy, średniej wielkości. Oświetlało ją tysiące świec, unoszących się nad głowami. Sklepienie było wysokie i zaczarowane. Wydawało się, iż pomieszczenie znajduje się pod gołym niebem. Cztery długie stoły były zastawione złotymi oraz srebrnymi talerzami i pucharami. Na końcu znajdował się jeden długi stół, przy którym zasiadali nauczyciele. Tam też, zaprowadził pierwszorocznych profesor Flitwick i ustawił twarzami do reszty uczni. Przed nimi stał stołek, na którym leżała szpiczasta tiara czarodzieja, połatana i okropnie brudna. Już na pierwszy rzut oka widać było, ze jest stara.
     Tiara zaśpiewała swoją piosenkę, którą co roku układa i ukłoniła się w stronę stołów. Gdy skończyła rozległy się oklaski i gwizdy. Następnie zastępca dyrektora oznajmił donośnym tonem:
-Gdy wyczytam nazwisko, dana osoba podchodzi, siada na stołku i wkłada Tiarę Przydziału.
Profesor rozwiną zwój pergaminu, który trzymał w rekach.
-Bones, Steven.
Przerażony chłopiec podszedł i usiadł na stołeczku. Założył dużą tiarę, która opadła mu aż na nos. Siedział i siedział.
-GRYFFINDOR! - wykrzyknęła w końcu tiara.
Steven ze zdziwieniem na twarzy wstał i ruszył w kierunku stołu, z którego dobiegały wiwaty i oklaski.
-Griffiths, Violetta.
Przyjaciółki spojrzały na siebie. Rose dla otuchy podniosła kciuk w górę, na znak, że wszystko będzie dobrze. Violetta usiadła prawie całkiem spokojna i czekała na przydzielenie. Tiara ledwo dotknęła jej głowy, a wykrzyknęła:
-GRYFFINDOR!
Szczęśliwa dziewczynka podeszła do jednego z długich stołów i usiadła obok Stevena.
Dalej nazwiska szły szybko... Leaster, Leaster,... Malfoy., który trafił do Slytherinu.
-McQueen, Rosalie'a - nagle dziewczynka usłyszała swoje nazwisko.
Niepewnie założyła tiarę. Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co usłyszała.
-GRYFFINDOR!
Jedenastolatka jednym susem dołączyła do rudowłosej. Zapoznawały się ze wszystkimi. Wszyscy byli dla pierwszorocznych mili i sympatyczni. Opowiadali też nieco o przebiegu lekcji. Nagle, uwagę Rose przykuło nazwisko „Potter”. Słyszała jak na peronie jej tata rozmawiał ze słynnym Wybrańcem, o tym, że jego syn też w tym roku jedzie i chciała go za wszelką cenę zobaczyć. Sama nie wiedziała dlaczego, ale tak było. Wychyliła głowę, niestety, nałożył już tiarę i nie widziała jego połowy twarzy. Przyrzekła sobie, że jak tylko będzie miała okazje to z nim porozmawia. Ku jej zaskoczeniu trafił do tego samego domu co ona. James spokojnym krokiem podszedł do stołu i usiadł obok Rose. Był to wysoki, szczupły chłopiec o zielonych oczach i bujnych czarnych włosach, które sterczały w różne strony. 
-Jestem James, James Potter - przedstawił się chłopak wystawiając rękę ku Rose.
-A ja Rose, Rose McQueen - odpowiedziała dziewczynka naśladując jego ton i ściskając rękę.
    Ceremonia przydziału szybko się skończyła. Następnie dyrektorka szkoły – Minerwa wstała i przywitała wszystkich uczni. Nie była to długa przemowa, ostrzegła jedynie, że wstęp do Zakazanego Lasu jak i na trzecie piętro, jest wzbroniony. Po tych słowach rozpoczęła się uczta, po której uczniowie rozeszli się do swoich dormitoriów. Pierwszoroczni szli oczywiście na początku, a prowadził ich prefekt. Gdy Gryfoni doszli do dużego obrazu, Mat, tak nazywał się owy prefekt, wypowiedział hasło. Natychmiast po tym obraz się odsunął ukazując wejście.
-To jest Pokój Wspólny, dormitoria są na górze, żeńskie po lewej, a męskie po prawej. Dobranoc – rzekł Mat, kiedy wszyscy znaleźli się po drugiej stronie.
    Rose i Violetta szybko pobiegły na górę. Zatrzymały się przed drzwiami z napisem Dormitorium żeńskie, rok pierwszy. Spojrzały na siebie i razem otworzyły drzwi. Zastały tam cztery łóżka i bliźniaczki - Padmę i Hannę, z którymi płynęły łodzią. Przy każdym z łóżek stały bagaże. Dziewczynki zmęczone całym dniem przebrały się i przygotowały do snu. Przed snem zapoznały się trochę lepiej. Okazało się, że rodzeństwo pochodziło z mugolskiej rodziny, tak jak Violetta. Nikomu to jednak nie przeszkadzało. Po krótkiej rozmowie, wszystkie położyły się do łóżek i  natychmiast zasnęły.

10 komentarzy:

  1. Nareszcie jakaś akcja. Brakowało mi jej bardzo, ale widzę, że zaczynasz się rozkręcać :D

    Napisałaś mi, że dom, do którego trafi Rose, to niespodzianka, ale wiesz co? Nie byłam zaskoczona ani trochę, biorąc pod uwagę to, jaką fanką Gryffindoru jesteś. Niemniej jednak wolałabym, aby ruda trafiła do Slytherinu, albo Ravenclawu. Hufflepuff sobie darujmy :D

    Wymiana zdań :
    - James. James Potter.
    - Rose. Rose McQueen.
    Rozbawiła mnie tak, że nie mogłam przestać się śmiać, poważnie. Rozśmieszają mnie takie "Jan. Jan Kowalski". Nie wiem czemu. Znowu moja zmiażdżona psychika.

    No dobra. Nie rozpisuję się bardziej, bo nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Podobała mi się ta notka i czekam na następną :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie mi weny na dalsze rozwijanie akcji. :)
      Napisałam tak, abyś mogła troszeczkę pogłówkować. ;) To nie w moim stylu, rozpowszechnianie dokładnych szczegółów mojego opowiadania.
      Ten króciutki dialog ( przeraża mnie mój brak pomysłu na rozmowę ) nie miał być śmieszny, ale jak to kogoś rozbawiło, to załóżmy, iż taki miałam zamiar. :D

      Usuń
  2. Zapomniałam napisać komentarza xd
    No tak, KOLEJNE pokolenie Hogwaru, więc powinnam się domyśleć.
    Mam pretensję do jednego.
    Gdzie są dialogi? ;__; Jest ich strasznie mało. Oczywiście wszystko opisujesz świetnie, no ale.
    ALE. Tak ładnie proszę o więcej dialogów :3

    Gryffindor? Nie lubię tego domu xd Poważnie, moim ulubionym jest Raven <33 Spodziewałam się, że Rose tam trafi, jako że rozmawia z Krukami (krukoni) i lubi się uczyć.
    Nie rozpisuję się. Pozdrawiam, Mistic

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem, że dialogów jest bardzo mało i próbuję rozwiązać ten problem. Jednakże, mam kompletną puste, gdy tylko zaczynam jakąś rozmowę. Postaram się, aby następnej notce niczego nie brakowało. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Radze ci nie obiecywać notki skoro jej nie ma. Weszłam tutaj 10 kwietnia i był napis, że nowa notka będzie 11, albo 12. Jest 23, a notki nie ma. Teraz jest napis, że miałaś dodać 20. Wstydziłabyś się naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, może to dlatego, że ktoś czyta, a nie komentuje? Wiem jakie to denerwujące, kiedy widzi się 100 wyświetleń notki i zaledwie 2 komentarze.. Więc zamiast krytykować, może wypadałoby napisać chociaż krótkie: "Podoba mi się", bo to na prawdę, dodaje weny.

      Usuń
    2. Dziękuję Mistic za wsparcie. :)

      Notka miała być gotowa na 12 kwietnia, lecz się nie udało. Ja też mam swoje życie i nie siedzę cały czas przed komputerem. Ba, bywa tak, że nie mam czasu nawet go włączyć, a co dopiero pisać rozdział. Proszę, więc o cierpliwość. Aktualnie poprawiam wszystkie błędy, a to trochę czasu zajmie.

      Usuń
  5. Zapraszma na świeżo co postały http://zagajnikopowiesci.blogspot.com/ blog, na którym będziecie mogli poczytać dwa opowiadania.

    Pokaż kotku co masz w środku
    Opowiada o seryjnym mordercy psychopacie i jego ofiarach. Pisa z perspektywy zarówno mordercy jak i poszkodowanych. Całość utrzymana w klimacie opowiadań grozy. Drastyczne i erotyczne sceny gwarantowane.


    Iljin
    Każdy z nas uczęszcza do szkoły.
    Przemoc, gwałty, seks, niebezpieczne zabawy w jednej z szkół są na porządku dziennym. Do takiej właśnie placówki, która już z zewnątrz przypomina budynek niczym z horroru trafia nowa zdolna lecz leniwa uczennica. Już pierwsze dni jej pobytu sprawiają, że gromadzi liczną rzesze fanów jak i wrogów w postaci jednego z szkolnych gangów.Będąc dla nich przysłowiową drzazgą pod paznokciem.
    Co będzie dalej dowiecie się czytając, to właśnie opowiadanie.

    A wszystko to możecie przeczytać tutaj


    Serdecznie na nie zapraszam
    http://zagajnikopowiesci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń