1 września, dzień, na który
Rose tak długo czekała, właśnie nadszedł. A wraz z nim coraz
większy strach. Jedenastolatka nie mogła się odpędzić przez całe
wakacje, od koszmarów, które ją dręczyły. Przeważnie
był to ten sam sen. Jedzie do Hogwartu, a w tym samym czasie do
domu wpada grupa ludzi w czarnych, długich szatach. Mordują jej
rodziców, a następnie szukają małej Victorii. Za
każdym razem, śni się to brązowowłosej coraz wyraźniej.
Rozmawiała o tym z tatą, on jednak powtarzał, że to tylko jej
wyobraźnia. Rose nie jest jednak głupia i wiedziała, że coś
przed nią ukrywa.
Dziewczynka obudziła się bardzo wcześnie.
Chciała jeszcze spakować parę rzeczy przed wyjazdem. Violetta
miała przyjść o dziesiątej i pojechać z nią na King's Cross.
Obie nie mogły się doczekać momentu kiedy znajdą się w szkole. Z
opowieści Denisa, wynikało, że jest to duży zamek. Niestety żadna
z nich nie mogła go sobie wyobrazić. Często rozmawiały między
sobą, o ceremonii przydziału. Violetta chciała koniecznie być w
Gryffindorze, ale dla Rose to było bez różnicy. Wiedziała,
że dom lwa jest „najlepszy”, lecz ona myślała tylko o nauce.
Przejrzała nawet wszystkie książki, które miała zabrać ze
sobą.Rose podeszła do okna. Był ciepły i słoneczny dzień. Las wyglądał pięknie o tej porze roku i szkoda było stąd wyjeżdżać. Dziewczynka westchnęła cichutko, po czym wzięła się za zbieranie różnych rzeczy i wpychanie ich do kufra. Zajęło jej to sporo czasu, ponieważ, jak już myślała, że skończyła, przypominała jej się inna rzecz, której nie spakowała. Już zmęczona tym wszystkim, przysiadła na dywanie z głowa opartą na rękach.
-To już chyba wszystko – szepnęła sama do siebie.
Niestety po minucie dotarło do niej o czym zapomniała. Zerwała się z miejsca i zaczęła wszędzie zaglądać w poszukiwaniu owej rzeczy. Zakładając, że w pokoju jej nie ma poszła do łazienki. Tam jednak też nigdzie jej nie znalazła. Nie wytrzymała i krzyknęła na cały dom: Mamo, gdzie jest moja prostownica do włosów?!.
-Wczoraj ci ją spakowałam, zobacz na dnie kufra - odkrzyknęła jej Angelina.
Niebieskooka pokręciła ze zrezygnowaniem głową i poszła sprawdzić to co powiedziała jej mama. Faktycznie, prostownica leżała w miejscu wskazanym przez panią McQueen. Jedenastolatka z trudem zamknęła kufer i zbiegła na dół. W kuchni zastała mamę i dwójkę ludzi w podeszłym wieku. Siedzieli przy stole i wesoło rozmawiali przy herbacie.
-Babcia! Dziadek! - wykrzyknęła Rose biegnąc ku nim, aby ich uścisnąć.
-Wnusiu, ależ ty
urosłaś - powiedziała babcia patrząc na nią.
Dziewczynka
spędziła dobra godzinę rozmawiając z nimi. Dopiero Angelina
kazała córce iść na górę i się przebrać, bo
zbliżała się dziewiąta. Rose nie narzekała, sama nawet miała to
po pewny czasie zaproponować. Dwoma susami znalazła się w pokoju.
Wbiegła ile sił w nogach do garderoby i zaczęła szukać jakiejś
bluzki. Po minucie była już ubrana w koszulkę z krótkim
rękawem, cieniutką kamizelkę i krótkie spodenki. Miała
problem jedynie z niesfornymi włosami. Za nic w świecie nie chciały
się ułożyć. W końcu udało jej się zapleść je w warkocza.
Dochodziła
dziesiąta, a Violetty nadal nie było. Wszyscy byli gotowi do
wyjścia, no prawie wszyscy. Rose szukała jeszcze odpowiednich
butów. Denis postanowił, że zajadą po spóźnialską,
ponieważ nie ma czasu. Wszyscy wyszli, w domu zostało jedynie
starsze małżeństwo. Pan McQueen zmniejszył czarami kufer córki
i załadował go do bagażnika. Nagle do dziewczynki coś doszło.
-Zaczekajcie
chwilę, tylko chwilę - powiedział szybko i pobiegła do domu.
Po chwili
wyskoczyła z niego jak oparzona z klatką w ręku. Wsiadła do
samochodu ze zwierzakiem na kolanach i oznajmiła z szerokim
uśmiechem: Teraz możemy jechać.
Nikt nic nie
powiedział, ale mała Victoria ledwo tłumiła w sobie śmiech. Spod
domu odjechali punkt dziesiąta. Ich celem był dom Griffiths'ów.
Dojechali tam w niespełna piętnaście minut. Jak się okazało,
Violetta miała problem ze ściągnięciem bagażu z piętra. Na
szczęście nie kazała na siebie dłużej czekać.
Na dworzec
dojechali pół godziny przed odjazdem pociągu. Denis dał
dziewczynkom ich bilety i wyładowywał kufry z samochodu.
-Proszę pana, tu
jest chyba błąd. Pisze peron dziewięć i trzy czwarte -
powiedziała niepewnym głosem rudowłosa, patrząc na kawałek
papieru.
Niestety nie
otrzymała odpowiedzi. Dostała jedynie klatkę ze swoim zwierzakiem.
Pięć minut później przyjaciółki pchały już swoje
wózki, kierując się na peron dziewiąty. Stanęły przy
tabliczce z tym numerem i spojrzały na dorosłych.
-Aby się tam
dostać, trzeba przejść przez barierkę między peronem 9 a 10. No
to co, gotowe? - zapytał. - Violetta, ty pierwsza. Pójdzie z
tobą Angelina i Victoria. Czekajcie tam na nas – dodał.
Dziewczynka nie
protestowała. Nie bała się, tak jak jej przyjaciółka.
Ścisnęła mocniej rączkę wózka i wraz z panią McQueen i
jej młodsza córką, przebiegła przez wyznaczone miejsce. Ku
zdziwieniu brązowowłosej, przeniknęła przez ścianę. Teraz
kolej przeszła na niebieskooką. Jedną ręką złapała tatę za
ramie, a drugą przytrzymała klatkę. Denis miał pchać bagaż
córki. Upewnili się, że nikt z mugoli nie patrzy i
wystartowali. Lecz tuż przy barierce przerażona Rose, stanęła w
miejscu.
-Co się stało? -
mężczyzna przykucnął przy niej, tak, że jego głowa znalazła
się na wysokości główki małej.
-Boję się -
wyznała.
-Ale czego? To nic
strasznego, nic nawet nie poczujesz - zapewniał ją tata.
-Na pewno? -
dopytywała się Rose.
-Na dwieście
procent - uśmiechnął się pan McQueen.
-Tato - szepnęła
dziewczynka ciągnąc Denisa za kurtkę, gdy ten chciał wstać.
-Tak, kochanie?
-Proszę cię, jak
zajedziecie do domu to uważajcie albo jeźdźcie na noc do dziadków
– powiedziała błagalnym tonem brązowowłosa.
-Eh... no dobrze.
Jeżeli poczujesz się lepiej z tego powodu. Będziemy nocować u
dziadków - przyrzekł. - Ale coś za coś, masz się dobrze
uczyć i nie dać się obrażać przez Ślizgonów - zagroził
palcem, jednak uśmiech na jego twarzy zdradził, iż tylko drażni
się z córką.
Wstali i przeszli na druga stronę
barierki. Zastali tam ogromne tłumy i długi czerwony pociąg z
tabliczką „Expres Hogwart”.W gęstym dymie trudno było
rozpoznać twarze osób przechodzących obok, a co dopiero
stojących trochę dalej. W końcu znaleźli Angelinę i dziewczynki.
Kobieta pomogła już Violetcie wstawić kufer do wolnego przedziału.
Widać było, że jest obeznana ze światem czarodziei. Dokładnie
wiedziała co robić. Nie stali tak długo. Kufer Rose szybko znalazł
się obok walizki jej najlepszej przyjaciółki. Dziewczynki
wsiadły do pojazdu i wystawiły głowy przez okno. Pozostało im
tylko dziesięć minut. Nagle ku zdziwieniu jedenastolatek pojawił
się słynny Harry Potter, ten o którym Denis dużo im
opowiadał. Pan McQueen widząc go uśmiechnął się od ucha do
ucha. Dwaj mężczyźni podeszli do siebie i podali sobie ręce.
-Cześć stary. Co tam u ciebie? -
zapytał Wybraniec.
-W porządku. Wyprawiam starsza córkę
do szkoły - powiedział dumnie wypinając pierś, na co oboje
wybuchli śmiechem. - A co ty tutaj robisz? - dodał.
-Mój syn też w tym roku jedzie
do Hogwartu. Siedzi w ostatnim wagonie. A ja przyszedłem tu, bo
widziałem cię wcześniej i chciałem pogadać – odrzekł
bliznowaty z uśmiechem.
Mężczyźni wesoło rozmawiali, kiedy
głośny świst ogłosił odjazd. Wszystkie dzieci wystawiły głowy
i ręce, przez okna, by pomachać rodzicom na pożegnanie. Pociąg
ruszył, a dzieci jeszcze długo machali, aż nie stracili dorosłych
z pola widzenia.
Dziewczynki opadły na siedzenia. Były
same w tym przedziale, co ich nawet cieszyło. Była okazja na
spokojną rozmowę. W czasie wakacji nie spotykały się za często,
można by rzec, że ich przyjaźń trochę osłabła.
Podróż minęła dosyć szybko.
Pod koniec przyszedł ktoś ze starszej klasy i oznajmił, że trzeba
się przebrać w szkole szaty. Gdy pociąg staną, a uczniowie
wychodzili, rozległ się donośny głos, mówiący:
Pirszoroczni do mnie! Chodźcie za mną i patrzyć pod nogi.
Rose spojrzała na ogromną postać
wypowiadającą te słowa. Z opowieści pana McQueena wynikało, iż
to był Hagrid, gajowy i nauczyciel ONMS. Grupa nowych uczni znalazła
się przy półolbrzymie. On poprowadził ich wąską ścieżką
na skraj wielkiego, czarnego jeziora. Po drugiej stronie, osadzony na
wysokiej górze z rozjarzonymi oknami, na tle gwieździstego
nieba, wznosił się ogromny zamek z wieloma wieżyczkami i basztami.
Przy jeziorze stały łodzie.
-Po czterech do każdej, ani jednego
więcej - rozległ się głos Hagrida.
Do łódki, w której
siedziały już Rose i Violetta wsiadły dwie dziewczynki,
bliźniaczki. Nie zdążyły wypowiedzieć nawet ani jednego słowa,
bo półolbrzym ogłosił ze swojej łódki, iż trzeba
ruszać.
Cała flotylla natychmiast popłynęła
przez gładką jak zwierciadło taflę wody. Nagle wszystkie szepty
ucichły i jedenastolatkowie swoje spojrzenia skierowali na wielki
zamek, który piętrzył się coraz wyżej, i wyżej, w miarę
jak się przybliżali do urwiska, na którego szczycie był
osadzony.
-Głowy w dół - ryknął
Hagrid, kiedy dotarli do skalnej ściany.
Uczniowie pochylili swoje małe główki,
a łodzie przepłynęły pod kurtyna bluszczu, zasłaniającą otwór
w ścianie. Chwile później, dotarli do czegoś w rodzaju
podziemnej przystani. Po sprawdzeniu łódek przez Hagrida,
ruszyli za nim korytarzem, wydrążonym w skale. Doprowadził ich on
na wilgotna murawę w cieniu zamku. Wszyscy wspięli się po schodach
i zgromadzili przed wielką żelazną bramą. Półolbrzym
zapukał w nią trzy razy. Otworzyła się natychmiast. Stał w niej
mały człowieczek w czarnej szacie.
-Pirszoroczni, profesorze Flitwick -
oznajmił Hagrid.
-Dziękuję Hagridzie. Idź do Wielkiej
Sali, ja ich stąd zabiorę - powiedział mężczyzna.
Otworzył szerzej drzwi i poprowadził
uczniów przez marmurową posadzkę do pustej sali. Po drodze
mijali wiele innych drzwi, z jednych wydobywał się gwar, co
świadczyło o obecności innych uczni. Na miejscu, profesor omówił
zasady ceremonii przydziału i krótko streścił na czym
polega rywalizacja o Puchar Domów. Następnie dał im parę
minut na zadbanie o wygląd i wyszedł.
Nie czkali jednak długo. Chwilę
później wrócił profesor i kazał im się ustawić w
rzędzie. Mnóstwo jedenastolatków była wystraszona,
ale Rose i Violetta wiedziały na czym ten przydział polega. Wyszli
i skierowali się tym razem do sali, z której dochodziły
rozmowy. Drzwi się otworzyły i oczom nowym studentom ukazała się
ogromna sala, mogąca pomieścić trzy mugolskie domy, średniej
wielkości. Oświetlało ją tysiące świec, unoszących się nad
głowami. Sklepienie było wysokie i zaczarowane. Wydawało się, iż
pomieszczenie znajduje się pod gołym niebem. Cztery długie stoły
były zastawione złotymi oraz srebrnymi talerzami i pucharami. Na
końcu znajdował się jeden długi stół, przy którym
zasiadali nauczyciele. Tam też, zaprowadził pierwszorocznych
profesor Flitwick i ustawił twarzami do reszty uczni. Przed nimi
stał stołek, na którym leżała szpiczasta tiara
czarodzieja, połatana i okropnie brudna. Już na pierwszy rzut oka
widać było, ze jest stara.
Tiara zaśpiewała swoją piosenkę,
którą co roku układa i ukłoniła się w stronę stołów.
Gdy skończyła rozległy się oklaski i gwizdy. Następnie zastępca
dyrektora oznajmił donośnym tonem:
-Gdy wyczytam nazwisko, dana osoba
podchodzi, siada na stołku i wkłada Tiarę Przydziału.
Profesor rozwiną zwój
pergaminu, który trzymał w rekach.
-Bones, Steven.
Przerażony chłopiec podszedł i
usiadł na stołeczku. Założył dużą tiarę, która opadła
mu aż na nos. Siedział i siedział.
-GRYFFINDOR! - wykrzyknęła w końcu
tiara.
Steven ze zdziwieniem na twarzy wstał
i ruszył w kierunku stołu, z którego dobiegały wiwaty i
oklaski.
-Griffiths, Violetta.
Przyjaciółki spojrzały na
siebie. Rose dla otuchy podniosła kciuk w górę, na znak, że
wszystko będzie dobrze. Violetta usiadła prawie całkiem spokojna i
czekała na przydzielenie. Tiara ledwo dotknęła jej głowy, a
wykrzyknęła:
-GRYFFINDOR!
Szczęśliwa dziewczynka podeszła do
jednego z długich stołów i usiadła obok Stevena.
Dalej nazwiska szły szybko... Leaster,
Leaster,... Malfoy., który trafił do Slytherinu.
-McQueen, Rosalie'a - nagle dziewczynka
usłyszała swoje nazwisko.
Niepewnie założyła tiarę.
Spodziewała się wszystkiego, ale nie tego co usłyszała.
-GRYFFINDOR!
Jedenastolatka jednym susem dołączyła
do rudowłosej. Zapoznawały się ze wszystkimi. Wszyscy byli dla
pierwszorocznych mili i sympatyczni. Opowiadali też nieco o
przebiegu lekcji. Nagle, uwagę Rose przykuło nazwisko „Potter”.
Słyszała jak na peronie jej tata rozmawiał ze słynnym Wybrańcem,
o tym, że jego syn też w tym roku jedzie i chciała go za wszelką
cenę zobaczyć. Sama nie wiedziała dlaczego, ale tak było.
Wychyliła głowę, niestety, nałożył już tiarę i nie widziała
jego połowy twarzy. Przyrzekła sobie, że jak tylko będzie miała okazje
to z nim porozmawia. Ku jej zaskoczeniu trafił do tego samego domu
co ona. James spokojnym krokiem podszedł do stołu i usiadł obok
Rose. Był to wysoki, szczupły chłopiec o zielonych oczach i bujnych czarnych włosach, które sterczały w różne strony.
-Jestem James, James Potter -
przedstawił się chłopak wystawiając rękę ku Rose.
-A ja Rose, Rose McQueen -
odpowiedziała dziewczynka naśladując jego ton i ściskając rękę.
Ceremonia przydziału szybko się
skończyła. Następnie dyrektorka szkoły – Minerwa wstała i
przywitała wszystkich uczni. Nie była to długa przemowa, ostrzegła
jedynie, że wstęp do Zakazanego Lasu jak i na trzecie piętro, jest
wzbroniony. Po tych słowach rozpoczęła się uczta, po której
uczniowie rozeszli się do swoich dormitoriów. Pierwszoroczni
szli oczywiście na początku, a prowadził ich prefekt. Gdy Gryfoni
doszli do dużego obrazu, Mat, tak nazywał się owy prefekt,
wypowiedział hasło. Natychmiast po tym obraz się odsunął
ukazując wejście.
-To jest Pokój Wspólny,
dormitoria są na górze, żeńskie po lewej, a męskie po
prawej. Dobranoc – rzekł Mat, kiedy wszyscy znaleźli się po
drugiej stronie.
Rose i Violetta szybko pobiegły na
górę. Zatrzymały się przed drzwiami z napisem Dormitorium
żeńskie, rok pierwszy.
Spojrzały na siebie i razem otworzyły drzwi. Zastały tam cztery
łóżka i bliźniaczki - Padmę i Hannę, z którymi płynęły łodzią. Przy każdym z łóżek stały bagaże. Dziewczynki zmęczone
całym dniem przebrały się i przygotowały do snu. Przed snem
zapoznały się trochę lepiej. Okazało się, że rodzeństwo pochodziło z mugolskiej rodziny, tak jak Violetta. Nikomu to
jednak nie przeszkadzało. Po krótkiej rozmowie, wszystkie
położyły się do łóżek i natychmiast zasnęły.
Nareszcie jakaś akcja. Brakowało mi jej bardzo, ale widzę, że zaczynasz się rozkręcać :D
OdpowiedzUsuńNapisałaś mi, że dom, do którego trafi Rose, to niespodzianka, ale wiesz co? Nie byłam zaskoczona ani trochę, biorąc pod uwagę to, jaką fanką Gryffindoru jesteś. Niemniej jednak wolałabym, aby ruda trafiła do Slytherinu, albo Ravenclawu. Hufflepuff sobie darujmy :D
Wymiana zdań :
- James. James Potter.
- Rose. Rose McQueen.
Rozbawiła mnie tak, że nie mogłam przestać się śmiać, poważnie. Rozśmieszają mnie takie "Jan. Jan Kowalski". Nie wiem czemu. Znowu moja zmiażdżona psychika.
No dobra. Nie rozpisuję się bardziej, bo nie wiem, co jeszcze mogę napisać. Podobała mi się ta notka i czekam na następną :) Pozdrawiam!
Dziękuję. Miejmy nadzieję, że nie zabraknie mi weny na dalsze rozwijanie akcji. :)
UsuńNapisałam tak, abyś mogła troszeczkę pogłówkować. ;) To nie w moim stylu, rozpowszechnianie dokładnych szczegółów mojego opowiadania.
Ten króciutki dialog ( przeraża mnie mój brak pomysłu na rozmowę ) nie miał być śmieszny, ale jak to kogoś rozbawiło, to załóżmy, iż taki miałam zamiar. :D
Zapomniałam napisać komentarza xd
OdpowiedzUsuńNo tak, KOLEJNE pokolenie Hogwaru, więc powinnam się domyśleć.
Mam pretensję do jednego.
Gdzie są dialogi? ;__; Jest ich strasznie mało. Oczywiście wszystko opisujesz świetnie, no ale.
ALE. Tak ładnie proszę o więcej dialogów :3
Gryffindor? Nie lubię tego domu xd Poważnie, moim ulubionym jest Raven <33 Spodziewałam się, że Rose tam trafi, jako że rozmawia z Krukami (krukoni) i lubi się uczyć.
Nie rozpisuję się. Pozdrawiam, Mistic
Wiem, że dialogów jest bardzo mało i próbuję rozwiązać ten problem. Jednakże, mam kompletną puste, gdy tylko zaczynam jakąś rozmowę. Postaram się, aby następnej notce niczego nie brakowało. :)
OdpowiedzUsuńRadze ci nie obiecywać notki skoro jej nie ma. Weszłam tutaj 10 kwietnia i był napis, że nowa notka będzie 11, albo 12. Jest 23, a notki nie ma. Teraz jest napis, że miałaś dodać 20. Wstydziłabyś się naprawdę.
OdpowiedzUsuńWiesz, może to dlatego, że ktoś czyta, a nie komentuje? Wiem jakie to denerwujące, kiedy widzi się 100 wyświetleń notki i zaledwie 2 komentarze.. Więc zamiast krytykować, może wypadałoby napisać chociaż krótkie: "Podoba mi się", bo to na prawdę, dodaje weny.
UsuńDziękuję Mistic za wsparcie. :)
UsuńNotka miała być gotowa na 12 kwietnia, lecz się nie udało. Ja też mam swoje życie i nie siedzę cały czas przed komputerem. Ba, bywa tak, że nie mam czasu nawet go włączyć, a co dopiero pisać rozdział. Proszę, więc o cierpliwość. Aktualnie poprawiam wszystkie błędy, a to trochę czasu zajmie.
Zapraszma na świeżo co postały http://zagajnikopowiesci.blogspot.com/ blog, na którym będziecie mogli poczytać dwa opowiadania.
OdpowiedzUsuńPokaż kotku co masz w środku
Opowiada o seryjnym mordercy psychopacie i jego ofiarach. Pisa z perspektywy zarówno mordercy jak i poszkodowanych. Całość utrzymana w klimacie opowiadań grozy. Drastyczne i erotyczne sceny gwarantowane.
Iljin
Każdy z nas uczęszcza do szkoły.
Przemoc, gwałty, seks, niebezpieczne zabawy w jednej z szkół są na porządku dziennym. Do takiej właśnie placówki, która już z zewnątrz przypomina budynek niczym z horroru trafia nowa zdolna lecz leniwa uczennica. Już pierwsze dni jej pobytu sprawiają, że gromadzi liczną rzesze fanów jak i wrogów w postaci jednego z szkolnych gangów.Będąc dla nich przysłowiową drzazgą pod paznokciem.
Co będzie dalej dowiecie się czytając, to właśnie opowiadanie.
A wszystko to możecie przeczytać tutaj
Serdecznie na nie zapraszam
http://zagajnikopowiesci.blogspot.com/
Na spam jest zakładka, do tego przeznaczona.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń